Hej! Wita Was młodzież z Żoliborza. Od ponad dwóch lat spotykamy się z „Tomkami” – pedagogami z Zespołu Ognisk Wychowawczych. Często robimy wspólnie różne fajne rzeczy w naszej okolicy, a od czasu do czasu odwiedzamy ciekawe miejsca na nieco dalej od Warszawy.
Ostatnio, wspólnie wpadliśmy na pomysł wyjazdu do Lublina i chcielibyśmy podzielić się z Wami wrażeniami z tej wycieczki.

Dzień I sobota

Spotkaliśmy się o 11;45 na naszym osiedlu. Po zapoznaniu się z regulaminem wyjazdu i podpisaniu go, ruszyliśmy w drogę. Byliśmy pełni obaw, ponieważ Warszawa żegnała nas deszczem i ogólnie nieciekawą pogodą – obawialiśmy sie, że tak samo będzie na miejscu. Na dodatek pociąg spóźnił się 20 minut a do Lublina dotarliśmy z ponad czterdziestominutowym opóźnieniem.
Mimo to byliśmy pełni energii i tryskaliśmy dobrym humorem – przecież jechaliśmy na wyczekaną, zaplanowaną i zorganizowaną przez siebie wycieczkę. Ku naszemu szczęściu Lublin przywitał nas ciepłą i bezdeszczową pogodą, więc raźnym krokiem ruszyliśmy w drogę do naszego schroniska.
Nasze lokum zaskoczyło nas nieco swoim skromnym wyposażeniem – razem z dziewczynami stwierdziłyśmy, że przypomina nieco szpital... psychiatryczny. Przyznajemy – nie było tam zbyt przytulnie, przynajmniej na początku. Mimo wszystko szybko zadomowiliśmy się w naszych pokojach i z czasem czuliśmy się tam już zupełnie swobodnie.

Po niezbyt długiej ale wyczerpującej podróży, głód zrobił swoje, więc szybko udaliśmy się do pobliskiej jadłodajni. „Bracia Mazur” karmili na tyle obficie, że nie wszyscy z nas dali sobie radę z porcjami jakie im podano. Na talerzach jednak nic nie zostało – okazało się, że Nikodem ma żołądek bez dna i chętnie pomógł innym poradzić sobie z zawartością talerzy.
Kiedy byliśmy już najedzeni, postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda Lublin po zachodzie słońca. Okazało się, że to miasto, oświetlone latarniami i neonami wygląda naprawdę pięknie. Deptak, którym spacerowaliśmy nazywał się Krakowskie Przedmieście i łudząco przypominał tę warszawską ulicę.
Po miłym spacerze i krótkim przystanku w miejscowym dyskoncie spożywczym, wróciliśmy z powrotem do schroniska. Na kolację, już prawie nikt nikt nie miał ochoty, szybko się wykąpaliśmy i poszliśmy spać. No… prawie wszyscy. Ja , Sandra i Wika zajęłyśmy się pisaniem powyższej relacji. Ciąg dalszy już wkrótce.


autor: Zuzia Czwarnóg
pomoc: Sandra Janiszewska i Wiktoria Kęcka